Wiesz w zeszycie "Kultowych aut PRL" gdzie był dołączony żółty Żuk A 07 napisano, że: "był to wóz tak popularny, że nikt na niego nie zwracał uwagi do tego stopnia, że gdyby ktoś obrobił bank, to mógł by odjechać spokojnie, bo nikt by nie zwrócił na niego żadnej uwagi"
A tak bardziej poważnie, to moja ciocia znalazła kiedyś, bodaj jeszcze w latach 90-tych, na warszawskim Ursynowie, worek z banknotami z PRL. Chyba ze ćwierć tysiąca banknotów tam było - same 100zł z Waryńskim i 50zł ze Świerczewskim. Zażartowałem, że pewnie ktoś obrobił bank w PRL, kasę schował, złapali gościa, ale jak wyszedł z pudła, to kasa była już nic nie warta i ją wywalił na śmietnik. Po przeliczeniu tego na nowe złotówki, to by było warte ze 2zł. Banknoty zachowałem sobie
Innym razem, po śmierci dziadka, przeszukiwaliśmy stare jego ubrania, które mieliśmy wyrzucić. W jednej kieszeni znalazłem ku wielkiemu zdziwieniu zapomniany banknot o nominale 1 milion zł
Było już za późno, żeby wymienić to na nowe złotówki (100zł), więc jak by nie było jestem teraz "milionerem"
Dawne banknoty i monety kolekcjonowałem więc nie rozpaczałem szczególnie po tym, że się nie dało tego wymienić
Hej, a może by zbudować jakiś wehikuł czasu z jakiegoś Żuka, przenieść się w ten 1988 rok i zrobić duże zakupy w jakimś POM-ie, czy Polmozbycie, zawalić Żuka nowiutkimi częściami po sam dach i wrócić do 2014 roku
No a tak już na całkiem poważnie
Masz świętą rację Przemku. Wszystko zależy od punktu widzenia/siedzenia. Jeden mój znajomy wytargał by chyba każdy silnik z klepiska, ale człowiek ten jest powszechnie znany z tego, że potrafi dobrze wyremontować prawie każdy silnik i ogólnie prawie każdy pojazd potrafi naprawić. To taki nasz lokalny "Mac Gyver". Obojętnie czy go ktoś lubi, czy nie lubi, to jeszcze nie spotkałem się nigdy z tym, żeby ktoś narzekał na niego, że coś spartaczył,czy nie potrafił naprawić, albo kwestionował jego umiejętności mechanika.
Podobnie z pojazdami. Wybieram wraki w opłakanym stanie, które jednak są wyrejestrowane. Mogą więc sobie spokojnie stać te 10 - 15 lat i nie ponoszę z tego tytułu żadnych kosztów ich utrzymania. Stoją w suchym garażu, więc są w miarę zabezpieczone przed korozją, czynnikami atmosferycznymi, szabrownikami, hooliganerią czy złomiarzami... mogę sobie odważnie przy nich poczynać, bo i tak bardziej tego już nie zepsuję. Mam więc "psychiczny luz" w tym temacie.
Odświeżyć "po łebkach" auto, pojeździć nim ze 2 lata i opchnąć później jakiemuś żulowi zabytek, którym będzie woził byle co, a następnie dorżnie on wóz - to nie w moim stylu. Też znam takie przypadki. Mój znajomy mechanik wyremontował Poldka MR89, doprowadził go do perfekcji, wpakował kilka tysięcy w auto, ale potrzebował kasy. Kupił od niego wóz jakiś smarkacz, który za pół roku zarżnął kompletnie wóz. Mój znajomy dostał tylko pismo ze stacji demontażu z Warszawy... No i teraz ma on "niestrawności" jeśli chodzi o "współczesne klasyki". Nie dziwię się mu - po tym doświadczeniu z Poldkiem...
Wolę więc zrobić coś raz, a dobrze i mieć z tym święty spokój na lata! Przy wraku mam już wszystko i tak i tak rozbebeszone. Odpada więc opcja robienia czegoś na odpierdziel, bo póki nie spasuję czegoś porządnie, to i tak tego nie złożę do kupy.
Co do tych 20 tysięcy to jest to dużo i nie dużo jednocześnie. Jeśli miał bym wydać jednorazowo tyle kasiory, to jest to sporo, ale jeśli "nikt mnie nie goni", to mogę sobie na bieżąco kupować to czy owo, kiedy mam kasę i kiedy coś jest. Jeśli na bieżąco szperam po złomach, to też są większe szanse, że znajdę jakieś dobre części i wytargam za bezcen zmniejszając tym samym koszty ogólne...
Jeśli zaś wóz wymagał by tylko dopicowania, to już bym szukał wszystkiego "na już", a wtedy wszystko jest zazwyczaj droższe...