Mojego Żuka "samochodem gospodarczym" nazwał na wsi wykonujący prace ziemne na mojej parceli właściciel spychacza, koparki, kilku wywrotek i walca drogowego. Ten sympatyczny jegomość średnio raz na tydzień dopytywał się o to, czy i kiedy zacznę eksploatować Żuka zgodnie z jego przeznaczeniem, a nie tylko używał go do krótkich rekreacyjnych przejażdżek po okolicy.
No i dobrze! Wczoraj wykonałem dwa kursy typowo użytkowe do zakładu stolarskiego po 10 szt drzwi wewnętrznych wraz ze "skrzynkami" do mojego domu. Odległość w jedną stronę ok. 25 km nie jest przerażająca, ładunek raczej gabarytowy niż tonażowy. Oto jak było.
Godzina 9.00 - próba uruchomienia silnika (na LPG) - mimo nowej baterii - bezskuteczna.
9.20 - Suzuki Samurai w roli holownika sprawdza się świetnie ale Żuk nadal odmawia współpracy.
9.50 - eureka! przełącznik zasilania etylina/LPG nie świecił diodą "Gaz", przyczyną było mechaniczne uszkodzenie stycznika: po drobnym zabiegu Żuczysko zapaliło z kluczyka.
9.50 - ruszam w trasę.
10.05 - silnik się rozgrzał i zaczęło działać ogrzewanie. Już ho, ho od ilu tygodni mam nowy zawór i linkę, lecz zawsze brakowało czasu na wymianę - teraz kara - temperatura powietrza ok. 27 C, temperatura w kabinie - brak danych - trzebaby zamontować termometr używany w saunie.
10.40 - jestem na miejscu! Pojawiła się trudność z wrzuceniem wstecznego biegu. Po kilkunastu próbach udało się ale kosztem wywichnięcia prawego ramienia. Podkoszulek, spodnie - mokre od strug potu, w butach też mokro. Załadunek. Wypijam kilka butelek 0,33 l Nałęczowianki lekko gazowanej.
11.15 - ruszam w drogę powrotną. Jedzie ze mną stolarz. Rozmowny i sympatyczny pan w starszym wieku. Z początku rozmowa była dość ożywiona lecz po kwadransie przestała się kleić. Za to mój pasażer zaczął się kleić do otwartego okna.
12.30 - po rozładunku. Żuk pokonał dzielnie nawet gruntowy podjazd do domu - pod górkę, na jedyneczce - nawet się nie zająknął. Zawieszenie wspaniałe - nic się nie przesunęło na pace i nie uszkodziło.
12.35 - wypiłem 1,5 litra Piwniczanki naturalnie gazowanej.
12.40 - zmiana planów - stolarz zadzwonił po swego syna, by przewiózł go z powrotem osobowym Citroenem. Ja ruszam za nimi Żukiem w drugi kurs.
Po drodze pojawiają się problemy z wrzuceniem jedynki i czwórki.
13.30 - ponowny załadunek - wypijam 1,5 l Kryniczanki niskonasyconej Co 2. Ruszam w drogę powrotną. Po drodze dzieją się dwie rzeczy: przestają smakować papierosy zmoczone kapiącym z nosa potem i chwilami nie mogę wrzucić żadnego biegu.
14.15 - po rozładunku na miejscu. Wcześniej około 5 minut zajęło mi wrzucanie jedynki, żeby pokonać ten cholerny podjazd. Zaczynam zastanawiać się nad wyborem nowego miejsca pod budowę nowego domu - bardziej "na płaskim".
14.30 - Żuk zaparkowany. Przy próbach z wstecznym najpierw musiałem otworzyć oboje drzwi. Ciśnienie mam prawidłowe, stan zdrowia też niezły ale w skroniach trochę tętniło i w oczach zaczęło ciemnieć.
14.40 - wypiłem 1,0 l Muszynianki - lekko gazowanej i zbadałem przyczynę kłopotu z biegami - odkręcił się lewarek i obracał się wokół swej osi. A ponieważ "na gałce" też się kręcił więc biegi nie wchodziły bo lewarek nie prowadził.
15.00 - wracam swoim klimatyzowanym SUV-em z budowy do domu, trochę się lepię do skórki na fotelu, rozmyślam i wyciągam wnioski.
A oto one: Żuk jest fantastycznym samochodem użytkowym, dzielnym i skutecznym. Komfort pracy gwarantowany pod warunkiem, że latem wyłączy się ogrzewanie. Ten samochód spełnia i będzie spełniał rolę "gospodarczego" pojazdu pomocniczego pod kolejnym warunkiem - w poniedziałek biorę urlop i wymieniam drążek zmiany biegów.
Ostatnio zmieniony 04 września 2011, 21:08 przez Wit, łącznie zmieniany 3 razy
|