Dokładnie. My na fabrycznym alternatorze objechaliśmy 10tys km z dwoma akumulatorami 60Ah (wpięte równolegle, przełączane na zmianę osobnymi włącznikami) i potwornym zużyciem prądu:
-przetwornica nonstop, dzień i noc - kilka ładowarek telefonów, czołówek, baterii do aparatów, w dzień zestaw audio creative 5.1 też idiotycznie podpięty do przetwornicy (teraz już go nie ma na szczęście
), do tego czasem laptop, gps, światła non stop + czasem oświetlenie wnętrza, głównie na postoju przy zgaszonym silniku, a tam jest 6 x 5W, do tego reflektory boczne, co prawda LEDowe, ale jakieś 50W ciągną, a świecą się pół nocy, zanim pójdziemy w kimę. Do tego wentylator elektryczny czasem załączany w upały itd..
I nigdy nie mieliśmy problemu z prądem. I mam nadzieję, że mieć nie będziemy, choć ostatnio altek coś dawał o sobie znać w postaci braku ładowania na wolnych, ale naprawię to chyba dopiero w Buenos Aires
Także nie ma co się cykać, sprawny, oryginalny alternator przy mądrym zarządzaniu da radę. Serdecznie polecam patent z drugim aku. Moim zdaniem jest to lepsze rozwiązanie niż jeden dwa razy większy. Tym bardziej, że w Żuku nie trzeba zbyt kombinować, żeby dwa się zmieściły. Dołożenie drugiego włącznika też nie problem, należy tylko pamiętać, żeby w czasie jazdy zawsze najpierw włączać drugi, a potem wyłączać ten pierwszy, żeby nie były ryzyka spalenia diód wzbudzenia przy jeździe bez wpiętego żadnego aku. Co prawda tak krótkotrwały brak akumulatora nie powinien zaszkodzić, ale lepiej dmuchać na zimne